Mam ambicję wrzucać przynajmniej jeden post w miesiącu. I niecałe dwie godziny na to, by zadośćuczynić tej ambicji w listopadzie. Nie żebym teraz coś na szybko próbowała sklecić, temat miałam gotowy już od pewnego czasu. A właściwie, od września. Bo wtedy moja przyjaciółka wyjechała na półroczną przygodę do mglistej i deszczowej Anglii. No, w sumie teraz w Polsce wcale nie jest lepiej, a właściwie to kto wie, czy Wyspy Brytyjskie nie cieszą się obecnie lepszą pogodą. Szczerze mówiąc, nie sprawdzałam.
Tak się akurat złożyło, że moje i przyjaciółki dzieciństwo przypadło na okres największej pottermanii. A wiadomo, że czym skorupka za młodu i tak dalej, w każdym razie jakaś część tego szaleństwa została nam do dzisiaj. Gdy dowiedziałam się, że przyjaciółka przez sześć miesięcy będzie kroczyć śladami Harry'ego (w geograficznym sensie, nikt nie miota w nią zaklęciami, chyba że nie mówi mi pewnych rzeczy), pomysł na prezent pożegnalny nasunął mi się sam. Bezpośrednim bodźcem była informacja, że aktorka grająca Lunę Lovegood sama wykonała biżuterię dla swojej bohaterki. Kolejnym, że miesiąc wcześniej pod wpływem impulsu kupiłam koraliki w pięknym odcieniu dojrzałej dyni. Wreszcie - przyjaciółka ma długie blond włosy. Skojarzenie nasunęło się samo.
Sterowalna śliwka, to owoc przypominający wyglądem pomarańczową rzodkiewkę. Znalezienie w Internecie zdjęć i schematów wykonania koralikowej rzodkiewki (zresztą, większość odnosiła się do rzeczonego owocu, nie jestem pierwszą osobą, która podjęła się tego wyzwania) nie nastręczyło mi zbyt wielu trudności. Oczywiście, żaden ze znalezionych modeli mi nie odpowiadał. Koniec końców, zdecydowałam się zmodyfikować mój ulubiony schemat wykonania peyotowej kulki autorstwa Pameli Jensen (link), zmniejszając odpowiednio ilość koralików w rzędzie i dodając ogonek oraz listki. Metodą prób i błędów doszłam do efektu zgodnego z moimi oczekiwaniami, co mnie samą, jako samouka parającego się beadingiem od niedawna, zaskoczyło tak bardzo, że pragnę podzielić się moim projektem ze światem. Z pozdrowieniami dla K. :)
Na początek, tradycyjne "making of":
Do prezentu dołączyłam jeszcze taką niedużą etykietkę:
A to już klipsy w pełnej krasie:
I tym sposobem wyrobiłam się godzinę przed grudniem. Mogę spokojnie zająć się ciastem na pierniki i ozdobami świątecznymi. :)