Mam w zanadrzu kilka mglistych projektów, które tak mi chodzą, chodzą po głowie i notorycznie są odkładane na później, bo ciągle nie mam na nie czasu.
W styczniu też nie miałam.
Ale choć nie planowałam spełniać się rękodzielniczo w najgorętszym okresie przed końcem semestru, to jednak nie potrafiłam przejść obojętnie obok wyzwania, które zaraz po Nowym Roku ogłosiła Szuflada (link). Idealnie łączyło się ono z pomysłem, który zamierzałam zrealizować, jak tylko zaczną się ferie, no, może trochę później.
Pomysł dotyczył naszyjnika, wykorzystującego mój ulubiony (już kiedyś tu wspominany) schemat koralikowej kulki autorstwa Pameli Jensen (link). Tym razem zrealizowałam go praktycznie bez żadnych ingerencji. Jedyne, co zmieniłam, to kolor, aby zgadzał się z moim zamysłem, no i wytycznymi wyzwania.
Moją drugą idee fixe było dołączenie do naszyjnika frędzla z łańcuszka o drobnych ogniwach. Bardzo lubię łańcuszkowe chwosty, szczególnie w połączeniu z dużymi wisiorami. Dobrze wyglądają na tle zimowych swetrów, a o to mi chodziło. Ten zrobiłam sama. Po długich dylematach i przewinięciu kilometrów różnych łańcuchów, zdecydowałam się na najwęższy, jakim dysponowałam, w kolorze starego złota.
Wiele miałam też pomysłów na połączenie koralika z chwostem oraz zaczepienie go na łańcuchu, koniec końców ze wszystkich ozdób, czapeczek i przekładek wybrałam najprostsze rozwiązanie w postaci metalowej kulki. Koralik sam w sobie jest bardzo ozdobny, z innymi wyglądał jarmarcznie. W takiej postaci prezentuje się w całej okazałości i trochę przypomina chiński lampion.
Cóż, teraz lampion, a na początku przywodził mi na myśl stadion. ;)
A tak wygląda na tle dzianiny, choć chyba zły sweter do zdjęcia wybrałam. Oczy bolą tak bardzo, że aż musiałam pokazać. :P
Pracę zgłaszam do wyzwania "Sepia".