niedziela, 10 lipca 2016

Lawendowe lato / Lavender Summer

Wakacje nieodmiennie kojarzą mi się z całą gamą przeróżnych zapachów. Gdy odwiedzam moją babcię, lubię przejść się po jej pięknym ogrodzie i chłonąć obfitość barw, aromatów i dźwięków. Najbardziej jednak lubię stanąć przy grządce lawendy. Stanąć i patrzeć na falujące rzędy kwiatów w moim ulubionym odcieniu fioletu, wdychać ten niesamowity słodko-gorzkawy aromat i słuchać. Słuchać, bo lawenda przyciąga niezliczoną wprost ilość trzmieli. Uwijają się one niezmordowanie od świtu do nocy, a ja mogłabym godzinami stać i podziwiać, zafascynowana ich liczbą oraz słuchać basowego brzęczenia, jakie rozlega się wśród kwiatów. Próbowałam nawet uchwycić ten widok w kadrze, ale nic nie odda wrażeń, jakich można doświadczyć jedynie na żywo.

I always associate holidays with a range of different scents. When I visit my grandmother, I like to walk in her beautiful garden and absorb the plenty of colours, fragrances and sounds. What I like the most, however, is to stand near a bed of lavender. To stand and to look at rows of waving flowers in my favourite shade of violet, smell this wonderful sweet-bitter scent and listen. "Listen", because lavender attracts countless swarms of bumblebees. They work tirelessly from dawn till dusk. I am always fascinated with the number of these bugs and I could admire them for hours, listening to their buzzing. I tried to take the photo of this view, but nothing can replace live experience.


Ze zrobieniem woreczków zapachowych do szafy nosiłam się już od roku. Zeszłego lata kupiłam nawet płótno, pasujące nici oraz wstążkę. Wciąż jednak nie miałam na tyle odwagi, by samodzielnie zmierzyć się z maszyną do szycia. Do tej pory wszystko, co potrzebowałam, szyłam ręcznie, a jedyna moja próba uszycia czapki na szkolne przedstawienie, zakończyła się fiaskiem (ale jak żółtodziób bierze się za zszywanie śliskiego tiulu, i to jeszcze bez przeczytania instrukcji obsługi, to tak jest). Drugą próbę (tym razem poprzedzoną uważną lekturą instrukcji) podjęłam dopiero w styczniu tego roku, gdy na bal karnawałowy zamarzyła mi się biała peleryna, co wiązało się z podszyciem strzępiących się brzegów olbrzymiej zasłony. Prawdziwej motywacji dostarczył mi jednak zebrany tydzień temu bukiecik lawendy (na zdjęciu obok świeżo zebranych malin - kolejny cudowny zapach lata). Trzeba było coś z nim zrobić, bo kurzył się i osypywał.

I was going to make aromating sachets for a year. Last summer I even bought linen, matching thread and ribbon. But I still needed enough courage to face the sewing machine. I used to sew everything I needed with a needle and thread. My only attempt to use the sewing machine while making a cap for the school performance had failed (this was because a greenhorn tried to sew slippery tulle without reading the manual). Another attempt (that time after reading carefully the manual) took place this year in January, when I decided to make white cape for a fancy-dress party and needed to line the edge of a big curtain. However, it was a bunch of lavender that has really motivated me. I collected it a week ago (in the photo there's also a bucket of fresh raspberries - another wonderful scent of summer), that's why I needed to do something with it. The bunch started simply to lose flowers and get dusty.




Po raz trzeci w życiu zasiadłam więc do maszyny. Efekt oceńcie sami, woreczki poukładane są chronologicznie od lewej. Moim zdaniem, jak na tak małe doświadczenie nie jest źle, choć czeka mnie jeszcze dużo ćwiczeń. Na szczęście, szaf mam w domu sporo. ;)

It was the third time in my life when I used the sewing machine. You can see the effect, I set sachets in chronological order from left to right. In my opinion, it's not bad, considering my little experience. However, I still need some practice. Fortunately, there are many storage places in my house. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdą opinię bądź twórczą poradę. :) / Many thanks for all your opinion or a piece of advice. :)